CZY WALKA Z INFLACJĄ W POLSCE MA SENS?

Coraz szybciej rosnące ceny w sklepach. Wszystko wskutek wysokiej inflacji. Tak wygląda obecnie rzeczywistość, nie tylko mieszkańców Polski, ale już całego świata.

Zjawisko inflacji jest procesem naturalnym. Inflację wywołuje zwiększająca się stopniowo ilość pieniądza w obiegu, co bezpośrednio przekłada się to na spadek jego wartości. To naturalny proces, który zawsze towarzyszy zrównoważonemu wzrostowi gospodarczemu.

Stabilny wzrost inflacji może jednak zostać zaburzony poprzez różne procesy mające wpływ na bazę monetarną, np. przez pojawienie się na rynku wielu tanich pożyczek i kredytów. Dzieje się tak np. wskutek nadmiernego luzowanie polityki monetarnej, gdzie obniżanie bankowych stóp procentowych bezpośrednio przekłada się na ilość zaciąganych kredytów. Zdaniem naszej redakcji było to głównym czynnikiem szybkiego wzrostu inflacji w polskiej gospodarce w latach 2017-2021.

Zjawisko to względnie szybko prowadzi do nadmiernego wzrostu inflacji ponad cel inflacyjny, który wynosi obecnie w Polsce 2,5% +/- 1%.

Czy prof. Adam Glapiński, jako przewodniczący Rady Polityki Pieniężnej, mógł pomóc w porę zapobiec niekontrolowanemu wzrostowi inflacji, lub złagodzić skutki zewnętrznych czynników wpływających na jej wzrost?

ZBYTNIA OBNIŻKA STÓP

Obawa przed spowolnieniem gospodarczym wywołanym przez COVID-19 spowodowała, że Banki Centralne w wielu krajach zaczęły gwałtownie i całkiem niepotrzebnie luzować politykę monetarną. Nie inaczej było w Polsce, gdzie 18 marca 2020 Rada Polityki Pieniężnej ogłosiła, obniżenie głównej stopy procentowej do poziomu 1.00% (z poziomu 1.50%). Tego typu działanie miało pomóc w łagodzeniu ewentualnych skutków potencjalnego załamania gospodarczego, które w tamtym okresie zaczęło nabierać na sile np. poprzez częściowo pozrywane łańcuchy dostaw różnego rodzaju dóbr wykorzystywanych w przemyśle.

Dane NBP pokazują, że już na początku roku 2020 inflacja zaczęła znajdować się poza celem, wynosząc w lutym aż 4,70%.

Wykres rosnącej inflacji
źródło: Narodowy Bank Polski

Kolejna obniżka miała miejsce już na kolejnym posiedzeniu RPP w dniu 9 kwietnia 2020. Obniżono wówczas stopę referencyjną z 1.00% do 0.50%. 29 maja obniżono ją jeszcze bardziej, do historycznie niskiego poziomu 0.10%.

Obniżenia głównej stopy do rekordowo niskiego poziomu zaczęło skutkować przede wszystkim wzrostem zainteresowania tanimi kredytami wśród obywateli. Bardzo liczną grupą kredytową opartą na zmiennej stopie procentowej jest grupa kredytów hipotecznych. To właśnie w tym segmencie można było zaobserwować spory wzrost i tak dużego już popytu.

Stopa referencyjna NBP - wykres
źródło: NBP

Wzmożony popyt na tanie kredyty hipoteczne, połączony z uproszczonym badaniem zdolności kredytowej przez banki, doprowadził do sytuacji, w której osoby zarabiające poniżej średniej krajowej mogły otrzymać kredyty na zakup nieruchomości w przedziale 300-400 tys. zł.

Doprowadziło to do sytuacji, w której na rynku nieruchomości pojawiło się wielu potencjalnych nabywców, którzy mogli zakupić swoje wymarzone mieszkanie lub dom. W sposób naturalny spowodowało to stopniowy wzrost cen nieruchomości zarówno na rynku pierwotnym jak i wtórnym, gdyż podaż nieruchomości najzwyczajniej nie nadążała za popytem.

W czwartym kwartale 2021 ceny nieruchomości były już tak wysokie, że przekraczały nawet o 50% swoją wartość rynkową z końcówki 2019 roku. Tak ogromny wzrost cen, w połączeniu z rekordowo niskimi stopami okazał się przepisem na finansową katastrofę.

W 2019 roku przeciętny Kowalski, który zarabiał w tamtym okresie 3200 zł netto i chciał otrzymać 300 tys. zł na zakup mieszkania, mógł liczyć się z ratą wynoszącą około 1200 zł (w zależności od banku, który udzielił kredytu). Po obniżkach stóp procentowych, jakie miały miejsce w późniejszym okresie, rata tego samego kredytu wynosiła około 900 zł.

Trwająca od października 2021 roku seria podwyżek stóp procentowych, związana z zacieśnianiem polityki monetarnej przez RPP, spowodowała gwałtowny wzrost wysokości rat takich kredytów.

Największy skok odczuli właśnie posiadacze kredytów zaciągniętych w okresie rekordowo niskich stóp procentowych i rekordowo wysokich wycen nieruchomości. Dla tych osób rata szybko podskoczyła o blisko 100%, niejednokrotnie przekraczając ich możliwości do spłaty takiego zadłużenia. Rata z powyższego przykładu szybko poszybowała w okolice 2400 zł.

WINNE BANKI CZY RZĄD?

Eksperci zaczęli zadawać pytania, czy banki postępowały odpowiedzialnie, udzielając swoim klientom kredytów opartych o zmienne oprocentowanie przy rekordowo niskich stopach procentowych, nie zakładając ich szybkiego wzrostu wskutek gwałtownie rosnącej inflacji.

Tuż po gwałtownym wzroście inflacji i pierwszej serii podwyżek stóp procentowych KNF wymusił na bankach, żeby te, przy ocenie zdolności kredytowej klientów, brały pod uwagę zwiększony poziom stopy procentowej (aktualna stopa + 5%). Miało to pozwolić na nie udzielanie nowych kredytów osobom, które miałyby trudności z ich spłatą, wskutek dalszego szybkiego wzrostu stóp procentowych.

Aktualnie KNF wycofało swoją rekomendację, gdyż zamroziła ona zdolność setkom tysięcy potencjalnych kredytobiorców, co bardzo odbiło się na sektorze budowlanym, silnie go hamując.

SZARA RZECZYWISTOŚĆ

Aktualnie rynek kredytów hipotecznych, jak i cały sektor budowalny, został bardzo gwałtownie i skutecznie schłodzony przez długą serię podwyżek stóp procentowych. Ilość nowych umów kredytowych spadła o blisko 70%. Głównie wiąże się to z brakiem zdolności kredytowej klientów w obecnej sytuacji rynkowej, czyli: wysokiej inflacji, wciąż wysokich cen nieruchomości, oraz wysokich stóp procentowych.

Przyszłość osób, które mają już zaciągnięte kredyty hipotecznie, jest bardzo niejasna, wręcz ponura. Ewentualne dalsze podwyżki stóp procentowych, będące skutkiem wciąż rosnącej inflacji, doprowadzą kredytobiorców do sytuacji, w której wielu z nich może utracić płynność finansową a tym samym zdolność regulowania swoich zobowiązań finansowych. Bez wątpienia doprowadzi to do wielu upadłości konsumenckich i późniejszych licytacji komorniczych, w celu zaspokojenia roszczeń banków.

O ile podwyżka stóp o kilka procent była brana pod uwagę przez banki i klientów, tak podwyżki o kilkanaście procent będą miały zabójczy skutek dla setek tysięcy rodzin i przedsiębiorstw. Jako społeczeństwo nie jesteśmy gotowi na widok setek tysięcy rodzin wyrzuconych na ulicę z powodu chaotycznej i nieodpowiedzialnej polityki obecnego rządu.

Niesłabnąca inflacja i drogie kredyty doprowadzą do recesji, dużego bezrobocia, nawet katastrofy humanitarnej, o ile w porę nie uda się wdrożyć rozwiązań zapobiegających skutkom dodruku pieniądza przez rząd. W tym celu banki powinny współdziałać z regulatorem rynku finansowego w celu wypracowania skutecznego rozwiązania pomagającego chronić kredytobiorców przed skutkami nierozważnego działania rządu.

Samo podwyższanie stóp procentowych nie będzie skutecznym środkiem walki z obecną inflacją. Potrzebne jest jeszcze działanie rządu polegające na zmniejszaniu wydatków w budżecie, optymalizacji kosztów, restrukturyzacji działania całej administracji. Obecny rząd nie wie, że walka z inflacją to skoordynowane działania NBP, RPP, rządu. Dawanie społeczeństwu rad, żeby mniej jadło (skoro jest drogo), nie jest najlepszą drogą...